Miasto Ålesund |  Møre og Romsdal

 

To była chyba jedna z najbardziej spontanicznych i niesamowitych wypraw! Wszystko zaczęło się od tego, że Marta odnowiła przypadkiem kontakt ze swoją przyjaciółką z czasów podstawówki, która wyjechała do Norwegii na początku gimnazjum. Od słowa do słowa mówi do nas „To wpadajcie, nocleg macie, chętnie Was ugościmy!” Nie trzeba było nas długo namawiać, szczególnie, że nie mieliśmy konkretnych planów na urlop, a że w Norwegii nigdy nie byliśmy to zdecydowaliśmy się polecieć. Mieliśmy bezpośredni lot z Gdańska, gdzie jeszcze dzień wcześniej robiliśmy sesje poślubną na plaży w Orłowie 😀 Cały lot trwał ok. 2h, podczas których podziwialiśmy norweskie fiordy i góry. 

Marta z Dawidem odebrali nas z lotniska, przewieźli nas trasą “zapoznawczą” z okolicą, pokazali najważniejsze miejsce w Alesund, czyli Aksla Viewpoint  i zabrali nas na przepyszną pizzę do centrum miasta. Ogólnie kto był w Norwegii ten ceny mniej więcej zna, ale dla tych co nie byli to możemy zdradzić, że koszt takiej pizzy zaczyna się … od 150zł. Zatem musiała być najsmaczniejszą pizzą w naszym życiu!  Ten dzień poświęciliśmy na rozpakowanie się, odpoczynek i poznanie okolicy, by następnego dnia móc zacząć zwiedzanie w pełni sił.

Ålesund - miasto 

 
Pierwszego dnia skupiliśmy się na centrum miasta. Musieliśmy koniecznie wrócić na poznany już dzień wcześniej punkt obserwacyjny – Aksla Viewpoint (Aksla utkikkspunkt), z którego rozciąga się widok od samego miasta aż po sam horyzont na morze oraz okoliczne wyspy i  góry. Droga do niego prowadzi albo przez schody z centrum miasta, albo z drugiej strony przez spokojne i mało uczęszczane trasy w samym środku lasu. My wybraliśmy się lasami i mniej znanymi trasami. Po drodze cały czas towarzyszyły nam piękne widoki, architektura, roślinność, mgły, a Marta nawet znalazła kilka kurek na jajecznicę 😀
 
Tego dnia pogoda była typowo norweska – duże mgły, deszcz i zachmurzenie, ale na pewno dodawało to magii i tajemniczości na zdjęciach. Po sfotografowaniu każdego kierunku ze stacji widokowej zeszliśmy stromymi schodami do centrum i udaliśmy się do portu, gdzie codziennie cumował inny statek. Były to chyba największe statki wycieczkowe jakie widzieliśmy w życiu! Jakby się im przyjrzeć to można dostrzec, że na szczycie pasażerowie mają do dyspozycji aqua park i całe jakby “miasto” z przeróżnymi atrakcjami. Większość pasażerów podziwiała widoki z czubku statku, albo ze swoich hotelowych balkoników. 

Miasto Alesund słynie głównie dzięki punktowi widokowemu – ludzie przypływali tu na krótką przerwę w drodze na fiordy Geirangerfjorden. Wsiadali do autobusu, który wywoził ich na Aksle i wracali z powrotem na statek – to była ich cała przygoda w Alesund. I taka ciekawostka – głównie to byli emeryci.

Zaraz obok portu znajduje się centrum, gdzie mamy okazję podziwiać piękne, kolorowe kamieniczki i ich odbicia w wodzie. Najlepszy widok będzie z mostu Hellebroa, który łączy 2 części (wyspy) miasta oraz ze schodów, które znajdują się zaraz obok. Naszym celem na tamten dzień było też molo oraz znajdująca się na jego końcu latarnia morska Molja Fyr z 1858 r.. Tego dnia wiatr aż nas przewracał, ale małymi kroczkami doszliśmy na sam koniec mola i mogliśmy cieszyć się niesamowitym widokiem na morze, okoliczne budynki oraz fiordy. 

Z takich ciekawostek na drzwiach latarni znajduje się tabliczka z informacją, że pomieszczenie wewnątrz jest wynajmowane normalnie jako pokój hotelowy dla nowożeńców. Z pewnością jest to chyba jedna z bardziej oryginalnych destynacji na pokój, aż żal, że my mieliśmy ślub zaplanowany dopiero na przyszły rok.

Praktycznie codziennie byliśmy świadkami jednych z najbardziej widowiskowych zachodów słońca. Przez to, że pogoda zmieniała się z minuty na minutę doświadczyliśmy chyba wszystkiego – od tęczy po burzowe chmury, który były podświetlone uciekającym słońcem. Najlepszy widok był oczywiście z Aksli, gdzie zdarzało się, że z jednej strony było bezchmurne niebo, a z drugiej ulewa i pełna tęcza, która naprawdę miała o wiele więcej widocznych kolorów niż te co znamy z Polski! My się mega ekscytowaliśmy, ale z opowieści wiemy, że była to dla mieszkańców codzienność.

Sunnmøre Museum i wyspa

 
Trafiliśmy tam całkowicie przypadkiem, po prostu jechaliśmy rowerami przed siebie na wieczorną przejażdżkę i nagle widzimy drewniane stare budynki, które bardzo różniły się od dotychczas spotykanej architektury i lasy. Na miejscu okazało się, że to muzeum ludowe norweskiej kultury przybrzeżnej. Był już późny wieczór, także wstęp na wewnętrzne wystawy i oprowadzanie było już niedostępne, ale i tak można było sobie pochodzić i pooglądać wystawę na otwartej przestrzeni. Na terenie muzeum znajduje się 56 budynków, które przedstawiają architekturę skandynawską od średniowiecza, aż po XX w. oraz bogatą kolekcję łodzi.
 
Wysepka na którym znajdował się skansen nie była bardzo rozległa, dlatego zdecydowaliśmy się na spacer wyznaczonymi szlakami po tamtejszym lesie. Po drodze oczywiście Marta szukała grzybów, nie byłaby sobą gdyby tego nie robiła 😀 A Dominik łapał zapierające dech w piersi widoki na odległe fiordy, łodzie i morze. Po drodze spotkaliśmy futrzastego przyjaciela, który tak się łasił, że prawie zabraliśmy go z nami z powrotem do domu 😅